Utrata bliskich osób zawsze pozostawia w nas ból i pustkę. I chociaż cisną się łzy do oczu, kiedy myślami wracamy do wspólnie spędzonych chwil i uświadamiamy sobie, że już nigdy więcej ich nie zobaczymy to z drugiej strony myślimy sobie, że mieliśmy ogromne szczęście, że to właśnie oni stanęli na naszej drodze i wspólnie mogliśmy przeżyć mnóstwo wspaniałych chwil.
Podczas swojej ponad dwunastoletniej pracy w strzyżowskim Domu Kultury dane mi było poznać niezwykłych twórców, ludzi wyjątkowych, którzy niestety niedawno odeszli lecz w moim sercu i myślach pozostają ciągle żywi. Myślę tutaj o Zygmuncie Zabłyszczu, Adamie Klusce, Emilu Czai i Edwardzie Gadzinie.
7 kwietnia br., kiedy po urlopie macierzyńskim wracałam do pracy, idąc nieopodal Banku Spółdzielczego pomyślałam o Panu Adamie, ponieważ właśnie w tym miejscu najczęściej mijaliśmy się na chodniku. Pan Adam zawsze szarmancki, ściągał czapkę kłaniając się z uśmiechem. Nigdy nie zapominał o imieninach, dniu kobiet i świętach. Zjawiał się z drobnym upominkiem i szczerymi życzeniami. Gdy wydawał kolejne publikacje przychodził do mnie i wręczał mi jeden egzemplarz ze specjalną dedykacją. Był obecny niemalże na każdym wydarzeniu kulturalnym realizowanym przez DK. Lubił dzielić się swoją wiedzą, opowiadać o swoim życiu.
Podobnie Pan Zygmunt Zabłyszcz. W pamięci zapadły mi wizyty u Niego w domu, kiedy zabieraliśmy prace przeznaczone na wystawy wielokrotnie przygotowywane w Domu Kultury. Pan Zygmunt często opowiadał o swoim dzieciństwie i swojej twórczości. Lubił dzielić się swoimi doświadczeniami, pracami i nagrodami. Ogromnie cieszyły Go wszelkie wzmianki i artykuły dotyczące jego twórczości ukazujące się w lokalnej i regionalnej prasie, zawsze chwalił się nimi nie kryjąc radości. Wiele razy podkreślał, że jest sierotą, a kiedy zmarła jego żona często ją wspominał i na koniec stwierdzał – „Zostałem całkiem sam”. Pomimo tych wszystkich przykrych wydarzeń w Jego życiu dobry nastrój go nie opuszczał.
Pełen humoru, zawsze pogodny i uśmiechnięty był również Pan Edward Gadzina, strzyżowski malarz i rzeźbiarz. Ilekroć dzwoniłam do niego zawsze mówił, że jest w garażu i tworzy. Kochał to co robił i widać było, że sprawia mu to ogromną przyjemność. Kiedy odwiedzał mnie w pracy pokazywał zdjęcia nowo wykonanych lub rozpoczętych prac. Lubił być chwalony (kto z nas zresztą nie lubi) za swoje osiągnięcia. Miał wiele pomysłów i dużo pracował. Swoimi występami, głównie grą na harmonijce ustnej oraz innych instrumentach przez siebie wykonanych, uświetniał liczne wydarzenia artystyczne, które odbywały się w „Sokole”. Pan Emil Czaja, wspaniały człowiek i artysta, którego nie ma już wśród nas. Ciepły, uprzejmy, serdeczny i niebywale skromny. Pan Emil lubił opowiadać o każdej wykonanej przez siebie rzeźbie i płaskorzeźbie. W swoim domu w Dobrzechowie miał specjalnie wydzielone miejsce – warsztat i zarazem galerię, w której eksponował swoje prace, głównie o tematyce sakralnej. Mimo, że Jego przygoda z pracą artystyczną rozpoczęła się dość późno jego talent został szybko zauważony, czego następstwem były zdobyte nagrody, wyróżnienia a także wystawy. Jak tylko zdrowie pozwalało Pan Emil gościł na spotkaniach artystycznych organizowanych w naszej instytucji.
Drodzy Panowie, chociaż patrzycie na nas z góry to ciągle jesteście obecni w swoich pracach i sercach Waszych najbliższych. Każdy, kto Was znał wspomina Was na swój własny sposób. Dla mnie byliście wyjątkowymi ludźmi, artystami, pełnymi pasji, radości i miłości do życia. To dla mnie ogromny zaszczyt, że dane było mi Was poznać…